Wyobraźmy sobie taką oto sytuację. Sąd, rozprawa, na ławie oskarżonych zasiada zatroskany obywatel, który niewiele rozumie, co się wkoło niego dzieje. Jedyne co słyszy, to, że jest winien posiadania nielegalnej anteny i jak wysokie kary przyjdzie mu zapłacić.
Czy to scenariusz absurdalnej komedii? A może współczesna wersja „Procesu” Franza Kafki? Niestety, jest to wydarzenie autentyczne, jakie miało miejsce w sądzie w Grodnie na Białorusi. Pierwszego lutego bieżącego roku rozpoczął się tam proces przeciwko rodzinie Garmaszów, którym postawiono zarzut posiadania nielegalnej anteny zamontowanej na fasadzie budynku. Pytanie narzuca się samo: Dlaczego antena jest nielegalna? Według białoruskich władz antena jest nielegalna, bo nie udzielono na nią pozwolenia przez dział architektury miejscowej administracji. Polski czytelnik może odnieść wrażenie, że podane wyżej argumenty, zamiast wyjaśnić sytuację, jeszcze bardziej potęgują jej absurdalny charakter. Bo może i antena nie powinna z jakichś przyczyn akurat być zamontowana właśnie na tym budynku, ale czemu od razu sąd, oskarżenia, grzywny?
By lepiej wyjaśnić całą sytuację, bo czy zrozumieć się da, nie jestem pewna, cofnijmy się o dwa lata do samych początków akcji, mającej na celu walkę z antenami...
...A jak zakończyła się sprawa rodziny Garmaszów? Proces poprzedzony perypetiami rodem z Kafkowskiego świata odbył się 5 lutego 2009 roku i mimo przerażających wizji zakończył się pozytywnie dla oskarżonych. Sąd opowiedział się po stronie rodziny Garmaszów. Postanowił, że antena może pozostać, jak również, że Garmaszowie nie muszą płacić żadnej kary. Co więcej, wyznaczył dziesięć dni, w ciągu których ustanowi, czy i w jakiej wysokości zostanie wypłacona poszkodowanemu rekompensata za poniesione straty moralne.

Cały artykuł w marcowym numerze...